🐒 Wejście Na Kasprowy Wierch Forum
Personel. 9,9. +45 zdjęć. Obiekt Pokoje Apartamenty Pod Limbą usytuowany jest w Zakopanem i zapewnia wypoczynek w cichym i spokojnym miejscu, pośród zieleni i lasów Tatrzańskiego Parku Narodowego. Podczas pobytu można bezpłatnie korzystać z WiFi. Pokoje są klasycznie urządzone i wyposażone w telewizor.
Kasprowy Wierch dla laika. Cześć! Pytanie do ludzi z Zakopanego i okolic (oraz wszystkich bywalców tychże): Jak duże bywają "kolejki do kolejki" w weekendy i jak najlepiej dotrzeć do samej kolejki na Kasprowy (samochód/inny transport)? Z racji tego, że - wstyd się przyznać - przez 40 lat ani razu nie byłem w Zakopanem i teraz
Kasprowy Wierch jest dobrze znanym ośrodkiem narciarskim nie tylko w Polsce. Rejon szczytu uznany został za najbardziej obciążone turystycznie miejsce w polskich górach. Pierwszy szlak na Kasprowy Wierch został wydeptany już w roku 1850. Wśród narciarzy Kasprowy Wierch stał się popularny na początku XX wieku.
Kolej na Kasprowy Wierch - wyczyn Polaków. Ostatnia aktualizacja: 15.03.2021 05:45. Obserwuj nas na Google News. - To było przedsięwzięcie bardzo ryzykowne. Przecież kolejka zbudowana jest na
Wejście na szczyt Kasprowego Wierchu od strony Przełęczy pod Kopą Kondracką. Początek trasy w Kuźnicach, przy dolnej stacji Kolei Liniowej Kasprowy Wierch, do której można dojechać transportem publicznym. Po wejściu na niebieski szlak znajduje się kasa biletowa Tatrzańskiego Parku Narodowego. Na trasie mijamy Hotel Górski PTTK Kalatówki oraz Schronisko PTTK na Hali Kondratowej
Kolej linowa na Kasprowy Wierch: Dane podstawowe Zarządca: Polskie Koleje Linowe S.A. Długość: 4,253 km. Prędkość maksymalna: 28,8 km/h. Nowy wagon kolei linowej na Kasprowy Wierch: Historia: Lata budowy: 1935–1936. Rok otwarcia: 1936 (po modernizacji: 2007) Rok włączenia do PKP: 1947
Polecam bardzo początkującym (ale nie bez kondycji) wejście na Wołowiec. Widok z góry na prawdę cudowny, jedyny w swoim rodzaju, jeden z najpiękniejszych z całych Tatr. Wejście zajmuje ok 7 - 8 godzin w lato. Z Doliny Chochołowskiej wchodzimy najpierw na Grzesia, następnie na Rakoń i dopiero na Wołowiec.
Jak wczasy w Tatrach, to nie z rodziną. 500 złotych za wjazd na Kasprowy. Kolejka na Kasprowy Wierch dla rodziny to pożegnanie się z kilkoma stówkami, bowiem wjazd tam i z powrotem kosztuje blisko 500 zł (rodzina 2+2). Państwowa spółka Polskie Koleje Linowe wyciska z turystów jak z cytryny – na godzinę zarabiając nawet 21,5 tys. zł.
Jak wejść na Kasprowy Wierch pieszo, samotnie i latem? Pokaże Ci jak wejść na szczyt najbardziej popularną trasą. Zobacz co czeka na górze!
The cable car to Kasprowy Wierch is the only alpine cable car in Poland. The trip is full of great views and provides an unforgettable experience. The cable car’s upper station is located at an altitude of 1959 m (only 26 meters below the top of Kasprowy Wierch) and is the second highest building in Poland, after the Kasprowy Wierch
Już od przyszłego tygodnia kolejka linowa na Kasprowy Wierch będzie czasowo nieczynna. Powodem jest coroczny przegląd techniczny. Kolejka na Kasprowy Wierch. Już niebawem Kasprowy Wierch będzie słabiej dostępny dla turystów - szczególnie dla tych, którzy planowali się tam dostać w łatwiejszy sposób, a więc wjechać kolejką.
KASPROWY WIERCH - Wszystko na temat. Porady i Wskazówki o Podróżach i Atrakcjach w ABC.Podroze.Gazeta.pl
Kv1tX. To miało być nasze powitanie zimowego sezonu w Tatrach. Niezbyt długa, łatwa wycieczka na jeden z najpopularniejszych szczytów. Bo Kasprowy Wierch to przecież jest prosta górka, prawda? A może jednak nie do końca? Niestety, nie wszystkie plany udaje się zrealizować. Czasem pomysły okazują się zbyt ambitne i na miejscu weryfikuje je pogoda lub warunki na trasie. Tak było między innymi początkiem tej zimy, gdy w jeden z ostatnich dni grudnia postanowiliśmy wybrać się na Kasprowy Wierch. Oto relacja z tej wycieczki. Pomysł Przez Święta w Tatrach napadało naprawdę dużo śniegu. Warunki na szlakach robiły się coraz gorsze, a zagrożenie lawinowe rosło z dnia na dzień. W końcu osiągnęło 3-ci stopień – dość wysoki, sugerujący raczej pozostanie w domu lub schronisku, ewentualnie krótki spacer przez którąś z dolin. Mimo to, ponieważ niedzielna pogoda zapowiadała się w Tatrach całkiem nieźle, chcieliśmy gdzieś wyskoczyć. Duża ilość śniegu i ryzyko lawin limitowały co prawda dostępne opcje, ale i z nich udało się coś wybrać. Padło na Kasprowy Wierch. Szlaki z Kuźnic i Hali Gąsienicowej są uważane za bezpieczne, a ze względu na popularność szczytu, istniała szansa, że będą już przetarte. A nawet jeśli nie, to może w niedziele zrobi to ktoś, kto wyruszy wcześniej niż my. Dojazd do Kuźnic Padło na autobus. Pobudka o 3:40, szybkie pakowanie przygotowanych wcześniej rzeczy i idziemy na dworzec. Tam kupujemy bilety na startujący o 4:58 kurs i chwilę później jesteśmy już w drodze do Zakopanego. Według mnie, zimą jest to najlepsze z dostępnych połączeń. Na miejsce docieramy parę minut po 7-mej. Z dworca przechodzimy na stanowisko, z którego ruszają busy do Kuźnic i czekamy chwilę, aż jakiś podjedzie. Po około 20 minutach kierowca rusza i zawozi nas na parking pod stacją kolejki linowej. Zielonym szlakiem na Kasprowy Wierch Od momentu przyjazdu do Zakopanego jesteśmy zaskoczeni pogodą. Niestety, zaskoczeni negatywnie bo zamiast czystego nieba, mamy pełne zachmurzenie, kilkusetmetrową widoczność i niewielkie opady śniegu. Choć z drugiej strony, miało być też zimno i wietrznie, a jest całkiem przyjemnie. Czyli prognoza zupełnie nietrafiona. Mimo to, decydujemy się trzymać planu i atakować Kasprowy. Mamy nadzieję, że z biegiem czasu chmury się rozejdą albo wyjdziemy ponad nie. Wchodząc na szlak, widzimy również świeże ślady stóp innych osób, które ruszyły przed nami w stronę szczytu. Zielony szlak zaczyna się praktycznie tuż przy stacji kolejki. Początkowo biegnie razem z niebieskim, prowadzącym na Giewont. Dopiero kawałek dalej rozdzielają się: ten na Kasprowy odbija lekko w lewo. Mijamy teren elektrowni wodnej w Kuźnicach, a następnie ruszamy dalej po dobrze wydeptanej ścieżce. Da się zauważyć ślady nart oraz co najmniej kilku osób, które musiały dzisiaj tędy iść. Początek zielonego szlaku na Kasprowy Wierch. Kawałek dalej szlak zbliża do potoku Bystra i prowadzi chwilę jego wschodnim brzegiem. Tu nadal mamy całkiem nieźle przetartą ścieżkę. Chwila marszu nad brzegiem potoku Bystra. Parę minut później ścieżka wchodzi wgłąb lasu i zaczyna oddalać od strumienia. Idziemy nią chwilę, aż do najbliższego rozdroża. Tam pieszy szlak odbija w lewo, a trasa dla narciarzy wiedzie prosto, wgłąb Doliny Goryczkowej. Zimowy krajobraz na szlaku na Kasprowy. Koniec części wspólnej z trasą narciarską. Od tego momentu idzie się nieco gorzej. Ścieżka jest co prawda przetarta, ale śnieg głębszy i podłoże nierówne. Na szczęście nie ma jeszcze nowy o zapadaniu się na więcej niż parę centymetrów. Nie jest również ślisko, więc raki póki co zostają w plecaku. Nie przydadzą się zresztą dziś ani razu. Maszerujemy przez chwilę lasem, po czym wychodzimy na otwarty teren. Przez nami, lekko po prawej stronie widzimy już stację pośrednią kolejki linowej. Jest blisko, ale nim tam dotrzemy minie jeszcze co najmniej pół godziny. Szlak wytyczono tu bowiem po bardzo okrężnej trasie, co wydłuża podejście, ale sprawia również, że nie ma praktycznie nic stromego i naprawdę ciężko się zmęczyć. Przejście przez polanę. Na południowym krańcu polany szlak skręca w prawo, nieznacznie wznosi ku górze, a następnie ponownie wprowadza nas między drzewa. W takim krajobrazie będziemy szli już aż do środkowej stacji kolejki. Jedynym urozmaiceniem będzie parę ledwo widocznych we mgle skałek po lewej stronie. Las za polaną. Parę skałek po lewej stronie szlaku. W ich zboczach znajdują się wejścia do kilku średniej wielkości jaskich. W pobliżu pośredniej stacji kolejki na Kasprowy Wierch. W sezonie letnim jest tu szeroka droga, którą bez problemu można pokonać samochodem terenowym. Myślenickie Turnie – to tu zbudowano stację przesiadkową dla kolejki na Kasprowy Wierch. Po dotarciu w okolice budynku zauważamy narastającą wilgotność oraz chwilowo intensywniejszy opad śniegu. Szczyt nadal jest we mgle, widoczność wynosi jakieś 200 metrów. Zastanawiamy się czy iść dalej, ale ponieważ ścieżka ciągle jest przetarta, a pogoda nie stanowi zagrożenia, decydujemy się kontynuować wycieczkę. Nad stacją szlak robi się zauważalnie bardziej stromy. Tempo zwalnia, ale nie jakoś drastycznie. Podłoże też jest podobnej jakości co wcześniej, choć można zauważyć, że po bokach ścieżki może być nawet metr śniegu. Szlak na Kasprowy powyżej stacji przesiadkowej. Na tym etapie ścieżka prowadzi głównie lasem. Od czasu do czasu nad głowami mamy kable od kolejki. Rano jeszcze nie jeździła. Dopiero teraz zaczynają się pierwsze kursy, więc co kilka – kilkanaście minut możemy dostrzec któryś z wagoników. Wagonik oraz jeden z słupów kolejki linowej. Tu po raz pierwszy spotykamy dziś innego turystę. Młody mężczyzna, schodzi w dół, całe ubranie ma oblepione śniegiem. Raczej nie świadczy to zbyt dobrze o warunkach powyżej. Po chwili rozmowy dowiadujemy się, że w pewnym momencie szlak się urywa, a świeżego śniegu jest nawet półtora metra. Pewnie nie wejdziemy, ale życzy nam powodzenia. Chwilę za nim wracają kolejni. Również poddali się w tym samym miejscu. Wygląda na to, że za Suchą Czubą szlak jest dziś nie do przejścia. Mimo wszystko, decydujemy się iść tak daleko, jak będzie to mieć sens. Powoli zbliżamy się do granicy lasu. Drzewka robią się coraz niższe, śniegu jest więcej, widoczność spada jeszcze bardziej. Przy dobrej pogodzie jest tu kilka niezłych punktów widokowych. Dziś możemy oglądać jedynie biel i szarość. Powoli wychodzimy ponad granicę lasu. Kawałek dalej stajemy przez moim zdaniem najtrudniejszym miejscem tego szlaku (zimą oczywiście). Do pokonania jest trawers zbocza Suchej Czuby. W zależności od warunków śniegowych może być on dość stromy, a ewentualny upadek skończy się w dolinie kilkadziesiąt metrów poniżej. Bywało, że to właśnie przed tym miejscem zakładałem raki lub po raz pierwszy sięgałem po czekan. Dziś, na szczęście, nie wygląda to źle. Śnieg nie jest śliski, a wydeptana ścieżka pozostawia trochę rezerwy od eksponowanej krawędzi. Można przejść w miarę bezstresowo. Nieco eksponowany trawers zbocza Suchej Czuby. Za trawersem ekspozycja maleje. Szlak zaczyna zakręcać w lewo i okrążać Suchą Czubę od zachodu. Tu spotykamy kolejną wracającą osobę. I ta również mówi nam o rychłym końcu szlaku. Jeszcze 50, może 100 metrów i tyle – dalej się nie da. No dobra, idziemy sami sprawdzić. Odchodzimy Czubę i faktycznie, w pewnym momencie trasa się urywa. Wąska, przetarta ścieżka zamienia się w białą ścianę sięgającą mi powyżej pasa. Próbuję się w nią wbić, ale nie jest to łatwe zadanie. Z każdym krokiem ląduję głębiej w sypkim puchu. Nie, to nie ma sensu. Nie przetrzemy tej drogi, wątpię, by ktokolwiek dotarł dziś na szczyt. Szlak w pewnym momencie się urywa. Przecieranie dalszej części to jednak ogromny wysiłek. W tym miejscu zapada ostateczna decyzja o odwrocie. Wycof spod Kasprowego No cóż, nie zawsze musi się udawać. Zawracamy i ruszamy w dół tą samą trasą. Innego wyjście w sumie nie ma. Ponownie obchodzimy Czubę, robimy ten nieprzyjemny trawers, po czym zbliżamy do granicy lasu, którym dotrzemy do stacji przesiadkowej. Wracając spotykamy jeszcze kilku innych ludzi, wchodzących samemu lub w grupach. Część z nich pyta o warunki. Mówimy dokąd się da dojść, ale nie są tym zaskoczeni. Pewnie wcześniej rozmawiali już z innymi wracającymi. Idą dalej z takich samym zamiarem, co my – dojść dokąd się da, mając przy okazji trochę radochy z zabawy w świeżym śniegu. W okolicach stacji warunki nieco się poprawiają. Na moment przestaje padać, widoczność wzrasta. Wciąż nie ma jednak mowy o czystym niebie i słońcu, które zapowiadały prognozy. Schodząc w stronę Kuźnic spotykamy jeszcze wiele innych osób. Część chce iść na szczyt, większość wygląda jednak na robiących tylko krótki spacer. Na nas największe wrażenie robi jednak trzech Hindusów z… parasolem. No cóż, skoro pada, to się chłopaki przygotowali ;) Zejście w powrotem do Kuźnic. Reszta drogi powrotnej przebiega już bez urozmaiceń. To dokładnie ta sama trasa co rano, więc nie będę jej szczegółowo opisywał. Kończymy po około 4-ech godzinach. Szybko, ale niestety bez osiągnięcia celu. Powrót Bus do centrum już czeka, więc od razu zajmujemy wolne miejsca i chwilę czekamy na odjazd. W Zakopanem też mamy szczęście. Autobus podstawiony, siedzenia dostępne, odjazd za parę minut. Idealnie. Później problemem było tylko trochę korków na Zakopiance, ale to akurat nie było zaskoczeniem. W weekendy 2,5 – 3 godziny jazdy do Krakowa to niestety standard. Podsumowanie wycieczki Po późniejszym sprawdzeniu, okazało się, że doszliśmy na wysokość około 1720 – 1730 metrów. Do szczytu zostało lekko ponad kilometr, co w normalnych warunkach pewnie zajęłoby nam około 45 minut. Dziś niestety, góra nie była zbyt gościnna i nie wpuściła nas na szczyt. Wątpię, by wpuściła kogokolwiek, kto chciałby tam wejść pieszo z Kuźnic. No cóż, takie ryzyko zimą, szczególnie po dużych opadach. Mimo wszystko, nie żałuję, że spróbowaliśmy. Zabawy było sporo, a i drobna lekcja pokory na pewno nie zaszkodzi. Mapka z zaznaczonym odcinkiem, który udało się pokonać:
Giewont czy Kasprowy? Autor Wiadomość piotrek23 Postów: 25 Grupa: Zarejestrowani Dołączył: May 2007 Status: Offline Giewont czy Kasprowy? witam i mam pytanie do wszystkich co byli na giewoncie i na kasprowym. ponieważ w tym roku zamierzam wręście zdobyć te szczyty i chcialbym się dowiedzieć na który z nich się łątwiej idzie i jest lżejszy??? pytam poniewąz jestem niepełnosprawny a Kocham Góry i boje sie takcih rzczy jak duza przepaść czy ostre zejście bo wtedy mam problem z zejściem dlatego prosze was o pomoc i doradzenie mi pozdrawiam 18-05-2007 11:00 AM Ataman Zbanowani Postów: 42 Grupa: Zbanowani Dołączył: Aug 2006 Status: Offline RE: Giewont czy Kasprowy? Witaj. Prawdopodobnie będziesz musiał odpuścić sobie Giewont. A na Kasprowy prowadzi łagodna ale długa trasa pod wyciągiem. Tylko czy teraz będzie czynny ten szlak z powodu remontu ? 18-05-2007 11:20 AM Sylwester Postów: 5,035 Grupa: Zarejestrowani Dołączył: Aug 2006 Status: Offline RE: Giewont czy Kasprowy? Nie napisałeś nic o swojej niepełnosprawności tj. czego ona dotyczy, oraz w jaki sposób ogranicza Twoją sprawność ruchową ... napisz też dlaczego zawężasz się tylko do Kasprowego i Giewontu - są przecież inne "przyjazne" miejsca do których ze świadomością "zdobycia" szczytu możesz się skierować ... napisz najpierw to o co pytam wcześniej, to może coś doradzę, pozdrawiam. 18-05-2007 11:22 AM piotrek23 Postów: 25 Grupa: Zarejestrowani Dołączył: May 2007 Status: Offline RE: Giewont czy Kasprowy? moja niepełnosrawność polega na tym chodze ale kuleje poprostu mam porażenie mózgowe narazie najwyzje gdzie bylem to czarny staw to była najwyższa wysokośc osiągnieta a dlaczego Giewnot ponieważ chce i mam od razu pytan o doline Pieciu stawów chialbym tam wejśc od strony morskiego oka niebiskim szlakiem przez kępe i świstasową czube i tam pochodzić troszke a pwrót przez doline roztoki. i tak powiem wejść to wszędzie wejde gorzej z zejściem jeżęli będzie ostro to cięzko dla mnie dlatego prosiłbtym o takie trasy gdzie zejście bedzie lagodne 18-05-2007 11:32 AM Pedro Administrator Postów: 5,505 Grupa: Administratorzy Dołączył: Jul 2006 Status: Offline RE: Giewont czy Kasprowy? Witaj Piotrek. W tym względzie co piszesz napewno Kasprowy jest prostszy od Giewontu. Idąc na Kasprowy nie masz właściwie żadnych trudniejszych miejsc, w przypadku Giewontu ostatni odcinek około 10-15 minutowy prowadzi skałą, jest trochę trudniejszy i jest ubezpieczony łańcuchami. Co do Pięciu Stawów, skoro wolisz wchodzić niż schodzić to polecałbym taki kierunek o jakim pisałeś, tzn. Morskie Oko -> Świstówka -> Pięc Stawów -> Roztoka. Idąc od Morskiego do góry jest jedno miejsce ze skałą i łańcuchem ale proste. Z kolei schodząc do Roztoki (chyba lepiej schodzić czarnym szlakiem) jest troszkę stromo, ale bez trudności. Z innych propozycji możesz pomyśleć w Tatrach Zachodnich np. o Grzesiu i Rakoniu z Chochołowskiej, czy też inna wycieczka z Chochołowskiej - na Trzydniowiański Wierch. Górskie Forum Internetowe - Górski Świat ( 18-05-2007 11:49 AM piotrek23 Postów: 25 Grupa: Zarejestrowani Dołączył: May 2007 Status: Offline RE: Giewont czy Kasprowy? dzięki Pedro za rade o Trzydniowiańskim też myślałem a co mi powiesz o Czerwonych Wierchach??? i jeszcze jdno pytanie o schronizko na murowańcu tam prowadzi czarnyu szlak i oznaczony sana nim rowery to tamtedy jest taka łatwa droga??? i powiedz mi jeszcze cos o trasie Nosal - Nosalowa Przełęcz- Boczań- Wielka Królowa Kopa - schronisko na Murowańcu i zejście tym czarnym szlakiem. Jeśłi chodzi o kondycje to jest bardzo dobrze szybko ide więc czasowo dam rade na rekord na Morskie OKo z Parkingu to tylko 47 min 18-05-2007 12:01 PM Sylwester Postów: 5,035 Grupa: Zarejestrowani Dołączył: Aug 2006 Status: Offline RE: Giewont czy Kasprowy? Do Gąsiennicowej możesz się przymierzyć, a i z Murowańca prowadzi kilka ciekawych łatwiejszych tras ... polecając trasę przez Boczań sugerowałem się tym, że tam nie ma ekspozycji i niebezpiecznych miejsc, a co do oznaczeń rowerowych w tym rejonie to pierwsze słyszę ... pzdr. Ten post był ostatnio modyfikowany: 18-05-2007 12:07 PM przez Sylwester. 18-05-2007 12:05 PM piotrek23 Postów: 25 Grupa: Zarejestrowani Dołączył: May 2007 Status: Offline RE: Giewont czy Kasprowy? tak widze na mapie hehe szlak ten jest oznaczony na czarno i prowadzi przez doline suchej wody 18-05-2007 12:09 PM Danusia Postów: 634 Grupa: Zarejestrowani Dołączył: Sep 2006 Status: Offline RE: Giewont czy Kasprowy? a co do oznaczeń rowerowych w tym rejonie to pierwsze słyszę ... pzdr. Oczywiście że jest tam szlak rowerowy. Do łatwych to on nie należy ale sa tacy co tam wjeżdżają. Nawet w jakimś numerze Tatr widziałam zdjecia. Przy zejściu ze Świstowej Czuby w stronę 5-ciu stawów trzeba uważać, bo sciażka bardzo sypka i można nieźle pojechać. Pozdrawiam i życze miłych wrażeń na szlaku Rosną skrzydła u ramion, czas się w wieczność przemienia, obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy, gdy zmierzamy do szczytu po kamieniach... 18-05-2007 12:54 PM Rycho i Tymek Postów: 512 Grupa: Zarejestrowani Dołączył: Oct 2006 Status: Offline RE: Giewont czy Kasprowy? witaj piotr te 5 stawów to robil bym w odwrotnej kolejnosci czyli od Roztoki a finał na ceprostradzie ale moze ktos jeszcze sie wypowie... pozdrawiam ... i będą mi grały wiatry na organach turnii... 18-05-2007 01:07 PM piotrek23 Postów: 25 Grupa: Zarejestrowani Dołączył: May 2007 Status: Offline RE: Giewont czy Kasprowy? a czemu akurat zaczynac od doliny nie bedzie łatwiej od morskiego??? bo zejscie przez doline roztoki bedzie latwiejsze tak mi sie wydaje heh bo nie bylem wiec nie wiem, a co do swistawoej czuby to oona jest stroma czy w miare lagodna????? chodzi mi o szczyt??? 18-05-2007 02:47 PM Pedro Administrator Postów: 5,505 Grupa: Administratorzy Dołączył: Jul 2006 Status: Offline RE: Giewont czy Kasprowy? Przejście samą Doliną Roztoki jest łagodne, myśle że Rycho sugerował się trochę bardziej stromym podejściem pomiędzy górną częścią Roztoki a Doliną Pięciu Stawów. Ogólnie sprawa wygląda tak: 1) Palenica Białczańska - Morskie Oko (asfalt + miejscami możliwość skrócenia serpentyn leśną ścieżką) 2) Morskie Oko - Świstowa Czuba (w wielu miejscach podejście czymś na kształt skalnych stopni (zdarzają się sporadycznie dość wysokie), w innych ścieżka, dość długie podejście) 3) Świstowa Czuba - Schronisko w Piątce (dość krótki odcinek, skalne stopnie, miejscami żwir) 4) Schronisko w Piątce - dno Roztoki czarnym szlakiem - ścieżka biegnąca zakosami, krótka dość ale trochę stroma) 5) Dno Roztoki - Wodogrzmoty Mickiewicza - łagodne zejście leśną ścieżką, miejscami trochę kamienistą). Co do tego gdzie jest najbardziej stromo to najlepiej popatrz na poziomice na mapie (tam gdzie najgęściej są ułożone tam masz najbardziej stromo). Pewnie będzie lepiej jak sam podejmiesz decyzję w jakim terenie jest Ci lepiej wchodzić a w jakim schodzić. Mam nadzieję że choć trochę ułatwiłem wybór. A jeszcze odnośnie Czerwonych Wierchów. Z pewnością jest to już trochę dłuższa trasa. Zależy którędy chciałbyś wchodzić. Najłagodniejsze wejście jest od Doliny Kościeliskiej czerwonym szlakiem, chociaż też najdłuższe. Niebieski szlak przez Kobylarzowy Żleb jest na pewnym odcinku dużo bardziej stromy (na pewnym odcinku parę łańcuchów). Można próbować od Kondrackiej Przełęczy, ale podejście zarówno od Małej Łąki jak i od Kondratowej też jest miejscami trochę strome. Poza tym to trochę naokoło. To jest moja subiektywna opinia więc być może inni mają trochę inny pogląd na te trasy. Górskie Forum Internetowe - Górski Świat ( 18-05-2007 04:37 PM brat Postów: 81 Grupa: Zarejestrowani Dołączył: Mar 2007 Status: Offline RE: Giewont czy Kasprowy? Idąc do Doliny 5 Stawów od Roztoki masz podejście prowadzącą zakosami ścieżką z kamiennymi stopniami. Widać to na mapie. Czarny szlak prowadzi takim zygzakiem a potem jest trawers pod Niżnią Kopą i dojście do schroniska. Idzie się do góry prawie jak po schodach. Sam musisz wybrać czy wolisz tak podchodzić czy schodzić. Ten odcinek czarnego szlaku nie jest trudny i bardzo przepaścisto tam nie jest. Choć z tego końcowego trawersu jest widok w dół. Ale ścieżka dość szeroka. Koło Siklawy jest trochę trudniej bo miejscami trzeba przejść przez skały które są czasami śliskie. Od 5 Stawów przez Świstówkę do Morskiego Oka nie jest trudno. Troszeczkę na początku szlak się sypie ale po zejściu ze Świstowej Czuby (a właściwie to nie wchodzi się na Czubę) do Kotła Świstówki jest już kamienna ścieżka. Dalej jest tylko ten obsypujący się skalny fragment gdzie był kiedyś łańcuch. Ale nie jest trudno. Cały szlak dość łagodnie pnie się w górę, może na początku trochę stromiej a potem łagodnie schodzi w stronę Morskiego Oka Ja bym wolał iść właśnie od 5 Stawów ze względu na wyłaniający się wtedy na Wolarni widok na Morskie Oko wraz z otoczeniem. Co do dojścia do Murowańca to odpuść sobie czarny szlak z Brzezin. To droga dojazdowa do schroniska. Straszne nudy. Idź Boczaniem lub Jaworzynką. Różnica taka, że Boczaniem jest mniej strome podejście cały czas w górę a Jaworzynką najpierw idziesz doliną a potem dość męczący odcinek kamiennymi schodami w górę z końcowymi trawersami do Karczmiska gdzie oba szlaki się łączą. Potem już tylko zejście do Murowańca. A jeśli chcesz iść tak jak napisałeś : Nosal - Nosalowa Przełęcz- Boczań- Wielka Królowa Kopa to wejdź przez Boczań a zejdź Jaworzynką. Chyba, ze koniecznie chcesz iść tą droga do Brzezin. Choć dla kolan lepiej jest wchodzić Jaworzynką a schodzić Boczaniem. Na Nosal prowadzą kamienne stopnie. Przy zejściu z Nosala trzeba trochę uważać i użyć rąk przy zejściu ze skałek. Potem łatwe zejście na Nosalową Przełęcz Jeśli chodzi o Czerwone Wierchy to nie jest specjalnie trudno. Tylko męczące jest podejście bo jak już jesteś na górze to idziesz już granią góra dół. Od Kondratowej Doliny podejście łatwe, tylko trochę męczące. Potem granią wierchów mniej męcząco. I zejście. Ja wolę zejść z Ciemniaka do Doliny Tomanowej w stronę Ornaku. Jest łatwo i przyjemnie. Po drodze jest tylko jedno przejście przez taki sypiący się czerwonym żwirem żleb. A właściwie dwa Czerwone tam trochę uważać. Dalej łatwo. Nie lubię natomiast zejścia czerwonym szlakiem do Doliny Miętusiej ze względu na zniszczony szlak w lesie na zboczach Adamicy. Choć podobno ostatnio tam się polepszyło. Czyli Czerwone Wierchy nie są trudne, ale męczące w podejściu. I zajmują trochę dużo czasu. Giewont - wiadomo. Na końcu trochę łańcuchów i wyślizganych skał. No i często tłok. I przepaści trochę jest Kup sobie może na początek przewodnik Józef Nyka - Tatry Polskie 18-05-2007 05:09 PM piotrek23 Postów: 25 Grupa: Zarejestrowani Dołączył: May 2007 Status: Offline RE: Giewont czy Kasprowy? DZIEKI WSZYSTKIM BARDZO SERDECZNEI ZA RADY CO PRAWDA WYPAD DOPIERO W SIERPNIU A JA JUŻ NIE MOGE SIĘ DOCZEKAC GDY UJRZE GORY. ZOSTAŁY MI JESZCZE 2 PYTANKA JEDNO DOTYCZY MUROWAŃCA A DOKŁADNIE SZLAKU NIEBIESKIEGO PROWADZĄCEGO DO CZARNEGO STAWU GĄSIENICOWEGO JAK JEST I WOGÓLE??? A DRUGA SPRAWA WEJŚCIE NA TRZYDNIOWIAŃSKI TO KTÓRE WEJŚCIE JEST TRUDNIEJSZE??? CZY WSPINANIE ZACZĄC SZLAKIEM PAPIEWSKIM?? CZY OD POLANY TRZYDNIÓWKI??? POZDRAWIAM 18-05-2007 05:54 PM brat Postów: 81 Grupa: Zarejestrowani Dołączył: Mar 2007 Status: Offline RE: Giewont czy Kasprowy? Z Murowańca do Czarnego Stawu dojdziesz bez problemu. 18-05-2007 06:21 PM
Kamil Jastrzębski (SKB Kraśnik/Alphawoolf) wygrał 7. Tatrzański Bieg Pod Górę. Pokonanie dystansu z Ronda Kuźnickiego na szczyt Kasprowego Wierchu zajęło mu zaledwie 49 minut i 41 sekund. W biegu wystartowało 336 zawodników i zawodniczek z Francji, Niemiec, Polski, Słowacji, Tajwanu i Wielkiej Brytanii. Do mety dotarli wszyscy. - Nad bezpieczeństwem uczestników czuwało czterech ratowników TOPR i ratownik medyczny. Po zakończeniu biegu zeszli oni trasą, żeby sprawdzić czy nie pozostał tam któryś z biegaczy. Na szczęście obyło się bez kontuzji - powiedział Polskiej Agencji Prasowej organizator tatrzańskiego biegu Maciej Kałwak. Trasa biegu liczyła blisko 9 kilometrów. Prowadziła z Ronda Kuźnickiego (915 m przez Kuźnice i Myślenickie Turnie na Kasprowy Wierch (1986 m Jako pierwszy na mecie stawił się 22-letni Kamil Jastrzębski po 49 minutach i 41 sekundach. To wynik o 25 sekund lepszy od dotychczasowego rekordu trasy, należącego wcześniej do Andrzeja Długosza. - Nie spodziewałem się, że osiągnę aż tak dobry wynik, tym bardziej że kilometr przed metą miałem kryzys, ale udało się go przezwyciężyć - cieszył się 22-letni zwycięzca. Przypomnijmy, że przeciętnemu turyście wejście na Kasprowy Wierch z Kuźnic zajmuje ok. 3 godzin. Rywalizację wśród kobiet wygrała Dominika Wiśniewska-Ulfik (RMD Montrail Team/SKB Kraśnik), która wbiegła na metę po 58 minutach i 31 sekundach. W klasyfikacji ratowników górskich najlepszy okazał się Jacek Żyłka-Żebracki z Grupy Podhalańskiej GOPR. Pełna tabela z wynikami biegu do pobrania TUTAJ Źródło:
Autor: BetiKaOpracowano: 2012-09-30 21:37:33Trasa: Kasprowy Wierch Przełęcz pod Kopą Kondracką Kopa Kondracka Przełęcz Kondracka Kondracka Przełęcz Wyżnia Giewont Kondracka Przełęcz Wyżnia Przełęcz w Grzybowcu Polana Strążyska Roma Może to będzie mniej męczące niż podejście z Kuźnic? Zaczynając o ósmej z Kasprowego można na obiad zejść do schroniska na Polanie Strążyskiej. Proszę o komentarze oraz ew. uwagi ;-) Autor: ShelluOpracowano: 2014-07-05 21:43:24Trasa: Murowanica Nosal Nosalowa Przełęcz Kuźnice Przełęcz między Kopami Schronisko PTTK na Hali Gąsienicowej Czarny Staw Gąsienicowy Kościelec Przełęcz Karb Zielony Staw Gąsienicowy Dwoiśniak Kasprowy Wierch Przełęcz pod Kopą Kondracką Kopa Kondracka Przełęcz Kondracka Kondracka Przełęcz Wyżnia Giewont Kondracka Przełęcz Wyżnia Przełęcz w Grzybowcu Polana Strążyska Roma Z wycieczką (powrotem) w Tatry nosiłem się już od sporego czasu. Zawsze jednak brakowało decyzji. Bliżej z Katowic mam do Beskidu Śląskiego i tam najczęściej kierowały się moje kroki. Tym razem jednak powiedziałem, dość. Czas wrócić tam, gdzie jest najpiękniej. Po zaplanowaniu całej trasy udałem się w czwartek 26 czerwca do Zakopanego. Po krótkim spacerze i kwaterunku można było nabierać sił. Wieczorem mały rekonesans na dojście dość specyficzną trasą do szlaku zielonego, który miał być startem do przygody. Piątkową trasę zielonym szlakiem na Nosal rozpocząłem nie od samego początku, tylko dosłownie kawałeczek dalej. Zaczynałem bowiem z ulicy Jaszczurówka-Bory i ścieżką obok klasztoru Urszulanek dostałem się na zbocze góry pod las, skąd po przejściu nad wyciągami, ścieżką dotarłem właśnie do zielonego szlaku – dokładnie miejsca, gdzie zaczyna się strome podejście na Nosal. Na szlak wszedłem o godzinie i od tej pory zaczęła się moja 15-godzinna wędrówka po Tatrach. Rozważałem wcześniej ominięcie Nosala i przez Kuźnice spokojne dojście do Hali Gąsienicowej, ale stwierdziłem, że dobra rozgrzewka na początek się przyda. Mam jednak trochę to do siebie, że spory wysiłek w godzinach wczesnoporannych powoduje u mnie lekkie zawroty głowy, dlatego mimo że żwawym krokiem, to kilka razy po drodze przystanąłem. Podejście od razu dość konkretne, trzeba się nieco wysilić. Piękna pogoda zachęcała do chodzenia. Na razie żywej duszy nie spotkałem, poza jednym człowiekiem schodzącym z Nosala, gdzieś w środku drogi. Drewniane i kamienne schodki powodują, że trzeba wysoko unosić nogi przy kolejnych krokach. Myślę, że ta góra jest idealna do treningów siłowych nóg. Wysiłek jest nie za długi, ale intensywny. Co jakiś czas patrząc w bok odsłaniała mi się panorama Tatr, coraz to wyższe partie. Po drodze kilka urwisk, niby niewysoka góra, ale lepiej do niektórych krawędzi się nie zbliżać. Ładne „rzeźbione” można powiedzieć skały, jedna z nich (jak wyczytałem) przypomina psa i rzeczywiście tak jest. Wejście na szczyt nie zajmuje mi „ustawowych” (czyli z drogowskazu) 55 minut, a zaledwie 35, mimo wspomnianych krótkich postojów. Ze szczytu rozpościera się piękna panorama na niektóre... dalsze cele mojej podróży. Co prawda Orla Perć tym razem celem nie była, ale jej fragmenty również świetnie było widać tego poranka widać. Po jakichś 10 minutach spędzonych na szczycie udałem się w dalszą drogę. Kontynuowałem trasę zielonym szlakiem w kierunku Nosalowej Przełęczy, a za nią aż do skrzyżowania z niebieskim szlakiem z Kuźnic. Ta droga przebiegła bardzo szybko, na odpoczynku po wejściu na Nosal. Gdy dotarłem do niebieskiego szklaku skierowałem się w stronę Hali Gąsienicowej. Tam też zobaczyłem pierwszych turystów podążających w tę samą stronę. Z czasem było ich coraz więcej. Podczas całej drogi można było zobaczyć różne tempo wchodzących osób, zależne pewnie zarówno od wieku, kondycji jak i... posiadania plecaka lub nie. Ja szedłem swoim równym tempem i trochę osób wyprzedziłem, ale też i kilka osób wyprzedziło mnie. Czasem mam wrażenie, że niektórzy w górach są na wyścigach. Owszem – dobrze jest mieć dobrą formę, ale nie o to, by wyprzedzać przecież chodzi. Droga jak wiadomo jest pod górę przez sporą część no i po kamieniach. Może nie są one jakoś uciążliwe, ale jednak trzeba patrzeć pod nogi. Najpierw las, potem droga przez Skupinów Upłaz, w końcu jesteśmy na Przełęczy Między Kopami, z których w każdą stronę roztaczają się piękne widoki, widać między innymi Giewont z bardzo nietypowej perspektywy, można też przyjrzeć się z daleka Kasprowemu. Wkrótce rozpoczyna się zejście na Halę Gąsienicową i tutaj odsłania się Orla Perć, a także Kościelec, który miał być jednym z kolejnych etapów wycieczki. Sama Hala również piękna, cudowna przyroda i – mimo sporej ilości turystów – poczucie spokoju. W schronisku Murowaniec zrobiłem sobie dłuższą – około 40-minutową przerwę – na bardziej obfite śniadanie niż to, które zjadłem przed wyjściem. Co prawda za trzy parówki i trzy kromki chleba trzeba zapłacić 15 złotych, ale nie ma sensu poskąpić kilku złotych, a potem umierać z głodu. Tak więc właściwy posiłek właśnie przyjąłem tam. Większość ludzi siedziała na zewnątrz, w środku było raptem kilkanaście osób. Po zjedzeniu jeszcze rzut oka na monitor z warunkami panującymi w kilku miejscach w Tatrach (z którejś ze stron internetowych). Patrzę – Kasprowy OK, można iść dalej. Z Murowańca udałem się nad Czarny Staw Gąsienicowy. Droga przebiegła szybko i sprawnie po kamiennych płytach. Oczom moim ukazywał się coraz bardziej Kościelec i... coraz bardziej mnie przerażał. Niewielka, ale wysoka, pionowa góra, która z tej perspektywy wydaje się bardzo trudna do wejścia. Zacząłem rozważać, na ile na wyższych partiach warunki mogą utrudniać wejście. Kościelec ma 2155 metrów a na jego zboczu można było widzieć duży płat śniegu. Nie znając do końca drogi wejścia na szczyt, obawiałem się, że właśnie w okolicach tego śniegu może znajdować się trasa szlaku. Widoki nad Czarnym Stawem przepiękne, okolice Zawratu i dalej Orlej Perci, no i właśnie Kościelec na pierwszym planie. Na Przełęcz Karb i tak miałem iść, więc jeszcze część drogi bez dyskusji była przede mną, ciągle miałem natomiast wątpliwości, czy udać się dalej czarnym szlakiem na szczyt, czy od razu odbić w kierunku Kasprowego. Zyskałbym na tym 2 godziny, ale przecież nie o czas tu chodzi. Droga na Karb w większości po sporych kamieniach, mocno pod górę – trzeba przyznać, że adrenalina niwelowała ubytek sił (albo raczej wzmagała te siły). Dodatkowo widok z góry na Czarny Staw i odbijające się w nim góry jest wspaniały. Doszedłszy na Mały Kościelec spotkałem turystę w mocno średnim wieku (pod sześćdziesiątkę) widać, że zaprawionego w górskich bojach. Spytałem, czy był na szczycie, odpowiedział, że teraz już by nie dał rady (głównie zejść, bo wejść jeszcze tak). Natomiast opowiedział, że był kilka razy w przeszłości. Gdy ja powiedziałem mu o swoich wątpliwościach, powiedział jedno zdanie - „ta góra to straszna franca, ale jak pan nie pójdzie, będzie pan żałował do końca życia”. To zdanie mnie przekonało i zapadła decyzja – idę. Oczywiście z rozsądkiem w głowie, że gdy gdzieś tam będzie za dużo wody na podejściach, skały i kamienie będą śliskie, nastąpi natychmiastowy odwrót. A cała góra można powiedzieć mocno „lśniła” w promieniach słonecznych, co sugerowało, że tej wilgoci jest tam sporo. Po chwili dotarłem do Przełęczy Karb i chwilę odpocząłem, aby nabrać sił. Na nieszczęście trafiłem na coś, czego bardzo nie lubię. Grupka młodych ludzi również tam odpoczywała i miała „super” temat. Rozmawiali o wypadkach w górach, o upadkach w przepaść i śmierci oraz roztrząsali dylematy związane ze śmiercią wspinaczy, alpinistów itd. w górach, o ich odpowiedzialności za rodziny... Temat zawsze ważny, ale przyznam, że będąc w górach takie gadki można sobie darować, bo tylko mogą obniżyć morale samych siebie i wszystkich dookoła. Owszem, odpowiedzialność jest bardzo ważna, ale tego typu dylematy niech pozostaną przed wyprawą – niech będą kwestią wyboru czy idę w góry czy nie. A jeśli zdecydowałem się iść, to po prostu należy to robić odpowiedzialnie, właśnie choćby z myślą o rodzinie, czyli nie porywać na rzeczy, które przerastają możliwości w danym momencie. Takie rozmowy, jakie usłyszałem, miały w sobie dużo z defetyzmu... Nie zważając jednak na to, po zapoznaniu się z ostrzeżeniem o „bardzo trudnym szlaku” rozpocząłem wędrówkę na Kościelec. Góra jest dość stroma, jednak dzięki zakosom nie odczuwa się tego tak bardzo. Podejście po kamieniach wymagało wysiłku, a od pewnego momentu trzeba było zacząć sobie pomagać rękami. Na górę próbowały się dostać także dziewczyny. W jednym miejscu, gdzie trzeba było już ewidentnie się wspiąć jedna z nich zapytała mnie, gdy już byłem na górze, czy dalej jest szlak. Odpowiedziałem, że tak, ale później już jej nie widziałem, co świadczyło o tym, że zrezygnowała. Elementów wspinaczkowych było kilka, podobnie jak sporych płaskich skał, po których też umiejętnie trzeba było jakoś przedostać się do góry. Mimo wszystko jednak wydaje się, że człowiek ze średnią kondycją i siłą oraz ogólnym rozgarnięciem (czyli umiejętnością skupienia się i odpowiedzialnością) powinien tę trasę przejść bez problemu. Przyznam, że miałem sporo szczęścia, że gdy wchodziłem do góry, było bardzo mało ludzi na trasie, a potem na szczycie, bo później schodząc była ich cała masa i minąłem pewnie z 20-30 osób. Ostatnie podejście również wymagało użycia rąk, ale za chwilę można było już znaleźć się na szczycie. Miejsce, z którego widać wszystkie stawy Gąsienicowe. Piękny widok na Świnicę i Orlą Perć. Widać Giewont i Kasprowy, czyli dalsze cele wędrówki. Widać schronisko w Murowańcu. Ilość śniegu na zboczach Tatr Wysokich widocznych z tej strony sugerowała, że z wyprawą na Orlą Perć na razie lepiej się wstrzymać (znaczy poczekać do lipca/sierpnia). Prawdopodobnie w „paru” miejscach pokrywa śnieżna byłaby mocno niebezpieczna, więc nie ma co porywać się z motyką na... śnieg. Ale za jakiś czas jak najbardziej. Porozmawiałem z osobami, które były na szczycie, odsłuchałem utworu „Zawrat” z filmu „Prowokator” (muzyka Michała Lorenca z tego filmu, kręconego w dużej mierze właśnie w Tatrach, idealnie pasuje). Co prawda w albumie jest także utwór „Kościelec”, ale on na ten moment jakoś nie był na topie w mojej głowie. Po odpoczynku i posileniu się ciastkami udałem się w drogę powrotną. Tu było nieco trudniej niż na wejściu, z wiadomego względu, czyli konieczności stawiania nóg i szukania punktu oparcia pod (za) sobą, czyli nie w pełni zasięgu wzroku. Dlatego wysiłek był nieco większy. Natomiast poza elementami wspinaczkowymi zejście też jest nieco zdradliwe, bo niektóre mniejsze kamienie mogą lekko wyślizgiwać się spod stóp i przyznam, że raz w niegroźnym miejscu wylądowałem na tyłku, mimo zachowywania sporej koncentracji. Tak jak pisałem, mijałem wiele osób i tylko się cieszyłem, że pojawiły się dopiero teraz. Po niedługim czasie znalazłem się ponownie na Przełęczy Karb. Gdy spojrzałem jeszcze raz za siebie, aby ujrzeć Kościelec z tą wchodzącą zygzakiem masą ludzi, miałem takie trochę skojarzenie z Wieżą Babel. Sam natomiast po chwili przerwy i rozmowie z napotkanymi na przełęczy osobami udałem się dalej. Teraz czas było dostać się na Kasprowy – najpierw drogą do Zielonego Stawu, potem skręcając żółtym szlakiem na wysokości Dwoiśniaka. Droga spokojna, trochę w dół i trochę po równi. Jako, że było już po miałem za sobą ponad 6 godzin drogi. Fizycznego zmęczenia nie odczuwałem w ogóle, natomiast idąc cały czas nie pod górę, trochę mnie zaczęło nużyć. Droga po kamieniach była łatwa, gdzieniegdzie zalegały małe płaty śniegu, za to dużo więcej było ich na zboczu Świnicy i okolic. Co ciekawe jedna kobieta, która również była na Kościelcu i umawiała się z koleżanką będącą na Kasprowym, wybrała drogę „w lewo” na wysokości Zielonego Stawu, czyli czarnym szlakiem na Świnicką Przełęcz. Było tam sporo śniegu, tak więc ja się na to nie zdecydowałem. Przejście obok Zielonego Stawu Gąsienicowego – wzdłuż wybrzeża – jest bardzo klimatyczne. Po minięciu kilku stawów i stawików doszedłem do kolejki krzesełkowej (nieczynnej) i do wspomnianego żółtego szlaku. Szczyt Kasprowego wraz ze stacją nie wydawał się jakiś specjalnie odległy. W uszach dźwięczały mi jednak słowa jednego z turystów na Kościelcu, który pokazując świetnie widoczną z góry całą drogę na Kasprowy, że ona tylko wydaje się taka „w miarę łagodna”, a w rzeczywistości daje w kość... Przyznam, że to podejście było dla mnie najtrudniejsze podczas całego dnia. Niby na drogowskazie było napisane 50', ale ja szedłem 1h15'. Ciągle pod górę, może nie bardzo stromo (bardziej strome podejścia mamy choćby na taki Stożek czy Czantorię), ale jednak pod sporym kątem. Tutaj ta trasa plus już ponad 7 godzin marszu mimo powolnego, choć równego tempa, dawały znać o sobie. Najgorsze w takich sytuacjach jest to, że szczyt nie wydaje się przybliżać, co lekko frustruje. Po jakimś czasie co kilkadziesiąt kroków zacząłem przystawać na kilkadziesiąt sekund. Sporo ludzi schodziło ze szczytu. Ja wszedłem na niego w końcu przed Szczerze mówiąc byłem dość głodny i liczyłem, że coś na górze uda się zjeść. Wcześniej szukałem w internecie informacji na temat gastronomii na Kasprowym, ale nie dotarłem do informacji o godzinach otwarcia, względnie zawieszenia okresowego działalności na czas remontu kolejki. Za szybą widziałem produkty, ale było zamknięte. Srogo się więc zawiodłem, na szczęście miałem jeszcze trochę jedzenia, ale takiego raczej niekonkretnego typu batoniki itd. - w plecaku. Kilkanaście osób, które były na szczycie siedziały przy budynku, ja poszedłem posiedzieć na to podwyższenie, gdzie są kamienie i można bardziej podziwiać widoki. Po posileniu się i dwudziestokilkuminutowym odpoczynku ruszyłem dalej. Tym razem celem był Giewont, a po drodze Kopa Kondracka, do której miałem dwie godziny drogi. Trasę w drugą stronę, najpierw przez Czerwone Wierchy, a potem aż do Kasprowego pokonałem 13 lat temu jeszcze będą w liceum. Teraz więc odcinek do Kopy Kondrackiej miałem okazję przejść w drugą stronę i była to pewnego rodzaju wycieczka sentymentalna. Droga jak wiadomo jest raczej spokojna, ale trzeba uważać idąc zboczem, bo ścieżka nie jest zbyt szeroka i w razie upadku można lekko się zsunąć... To tak łagodnie mówiąc. Tu jednak nastąpił dla mnie powrót do pełni sił i spokojnie mogłem iść dalej pokonując zejścia i wejścia, które jednak były dość łagodne. Po półtorej godziny dotarłem do Przełęczy pod Kopą Kondracką i szczerze mówiąc zbliżając się od kilkudziesięciu minut nie do końca byłem pewien czy góra bardziej odległa (Małołączniak) nie będzie moim pośrednim celem. Na szczęście nie. Podejście na Kopę Kondracką było też dość ostre, ale raczej krótkotrwałe. Mam taki swój sposób, który trochę zapobiega frustracji związanej z subiektywnym poczuciem braku zbliżania się do szczytu w odpowiednim tempie. Po prostu nie patrzeć cały czas na cel, tylko pod nogi i na najbliższe kilka metrów. W ten sposób robię jakieś 150 kroków, przystaję na chwilę, odpoczywam i wtedy mogę spojrzeć dalej – tak, wtedy ma się poczucie, że kawałek się przeszło. Mimo to na Kopę wszedłem bez problemu. Tam chwila odpoczynku po dwugodzinnej drodze, tradycyjnie kilka fotek i już czas na Giewont, który był teraz już na wyciągnięcie ręki. Trzeba powiedzieć, że idąc na odcinku Kasprowy Wierch – Kopa Kondracka, obracając się cały czas za siebie i obserwując Kasprowy z coraz dalszej odległości – robi bardzo ciekawe wrażenie – stacja na szczycie wygląda bardzo efektownie. Na drogowskazie do Giewontu z Kopy Kondrackiej jest godzina. Było już po 18, więc musiałem sobie dokładnie przemyśleć, jak to czasowo będzie wyglądało, żeby nie dopadł mnie zmierzch. Zakładałem, że ostatnie pół godziny drogi mógłbym pokonać już praktycznie po zmroku, gdyż wiedziałem, że odcinek z Polany Strążyska do końca szlaku jest szeroką ścieżką. Trzeba było jednak tak obliczyć czas, żeby do tej drogi zdążyć jeszcze za dobrej widoczności. Z tego powodu zacząłem rozważać, czy nie odpuścić wejścia na Giewont. Jednak ja, jak to ja, nie odpuściłem. Więcej niż przeciętna czasu zajęło mi dojście do Kondrackiej Przełęczy, a to z powodu kozic górskich, które na kilka minut zagrodziły mi drogę. Pierwsze już widziałem przy wejściu na Kasprowy, teraz kolejne pojawiły się centralnie na ścieżce. Nie były płochliwe, ale musiałem poczekać, aż same zejdą z drogi. W końcu dotarłem do przełęczy, gdzie spotkałem dwójkę turystów, którzy zeszli z Giewontu. Po krótkiej rozmowie udałem się w kierunku łańcuchów. Na rozwidleniu pomiędzy szlakiem zejściowym i wejściowym spotkałem ostatnie osoby na swojej drodze tego dnia. Były to dwie dziewczyny, które powiedziały, że na szczycie nie ma już nikogo. Pamiętając wejście na Giewont z wycieczki szkolnej, wiedziałem, że trudno nie będzie. Po kilkunastu minutach byłem już na górze. Piękne widoki już nie tylko na Tatry, ale także na Zakopane, Gubałówkę. To była godzina więc mogłem podziwiać widoki o zachodzie słońca. Niestety z powodu upływającego czasu nie mogłem zabawić tam na dłużej, więc na szczycie byłem niecałe dziesięć minut, ale co się napatrzyłem to moje. Ogólnie w drodze na i z Giewontu napotykamy bardzo zdradliwe śliskie, „wypolerowane” kamienie. Naprawdę trzeba uważać, żeby nie zaliczyć upadku. Dlatego generalnie łańcuchy przy takim wejściu konieczne by nie były, właśnie gdyby nie te kamienie. Zejście odbyło się spokojnie i ok. ruszyłem czerwonym szlakiem. Giewont ma to do siebie, że żeby na niego wejść od strony Zakopanego, trzeba go najpierw obejść. Mimo że nie jest to wysoki szczyt w kontekście innych w Tatrach, to jednak cała góra jest dla mnie jedną z najbardziej monumentalnych. Z Zakopanego widać ją w całości, a także gdy patrzy się z dołu na podejście – również można takie wrażenie odnieść. Udałem się więc w drogę powrotną. Czerwony szlak na zejściu jest trudny w tym sensie, że wymaga stałej koncentracji, gdyż nie tylko kamienie, ale także ziemia jest po prostu śliska. Wymaga to dość dużo wysiłku, a sama droga po tylu godzinach marszu jest dość żmudna. Rekompensowały to widoki o zachodzie słońca, co prawda Tatry Wysokie były już zasłonięte, ale pejzaże w kierunku Dolin Kościeliskiej, Chochołowskiej, a także wielu wielu dziesiątek kilometrów dalej – zapierały dech w piersiach. Na kontemplację jednak czasu już za bardzo nie miałem i tak schodziłem, schodziłem... Bardzo ciekawy moment to „Szczerbinka”, po której trzeba się trochę wspiąć. To urozmaicenie w czasie monotonnej drogi było jak zbawienie, nawet jeśli było „pod górę”. Niedługo za nią w końcu zaczął się las, czyli zapowiedź, że meta jest coraz bliżej. Ciągle co prawda były dość śliskie kamienie po drodze, ale było ich już trochę mniej. Do lasu wchodziłem, gdy zmierzchało, ale widoczność była jeszcze dobra. W końcu dotarłem do Przełęczy w Grzybowcu, gdzie do czerwonego szlaku dołączył czarny, prowadzący z Doliny Chochołowskiej. Teraz tylko miałem przed sobą kilkadziesiąt minut Grzybowiecką Doliną aż do Polany Strążyska. Droga przebiegła w spokojnym, równym tempie, ale mimo że wszystko w lesie, trzeba uważać, aby się nie pośliznąć, gdyż coraz większa liczba wilgoci ze strumyków i potoków sprawiała, że koncentracja musi być zachowana. W końcu dotarłem do Polany Strążyska, gdzie napotkałem przewidywaną szeroką ścieżkę. Było już prawie całkiem ciemno, ale to już nie miało większego znaczenia, bo kontury drogi było dobrze widać. Przede mną miało być jeszcze 35 minut drogi. Przyznam, że niespecjalnie chciało mi się już, aby droga ta się dłużyła, więc jakąś jedną trzecią po prostu... przebiegłem żwawym truchtem. Aż dziwne, że po tylu godzinach marszu bez problemu mogłem jeszcze podjąć się biegu – choć to chyba jednak przez większą część dnia pracowały inne partie mięśni. Tak więc po niecałych 30 minutach moim oczom ukazały się bardzo wyraźne światła. Ulica Strążyska (na której miałem nocleg) była już przede mną. Ostatnie kilkadziesiąt metrów i znalazłem się ma mecie szlaku. Do pensjonatu miałem jeszcze jakiś kilometr po asfalcie. Na szlak wszedłem o godzinie 7 rano, skończyłem o 22, czyli miałem za sobą 15 godzin drogi i jakieś 30 kilometrów. W jej trakcie zaliczyłem kilka postojów, pół godziny w Murowańcu, pół godziny na Kościelcu i Kasprowym. Do tego pomniejsze dziesięcio- lub kilkuminutowe na Nosalu, nad Czarnym Stawem, na Kopie Kondrackiej i na Giewoncie. Dodatkowo chwile postoju na zdjęcia czy w wyniku zmęczenia w drodze na Kasprowy. W góry nie chodziłem od lat, poza sporymi trasami w Beskidzie Śląskim rok i dwa lata temu. Teraz jednak zaprawa w postaci trasy Zawoja – Korbielów (przez Babią Górę), Wisła – Stożek – Czantoria – Ustroń, Korbielów – Milówka (przez Pilsko) i w końcu wycieczka na Skrzyczne, dały wystarczająco kondycji, aby wybrać się w całodniową wycieczkę w Tatry. Pogoda przez cały dzień była wspaniała, słonecznie, bez deszczu, ale też nie upalnie. Całość spowodowała, że apetyt na górskie wyprawy się zaostrzył i już myślę powoli, co dalej. Niech stopnieją śniegi na niektórych szlakach, a wtedy będziemy zdobywać kolejne góry. Michał Murzyn
Tatry Słowackie Informacje ogólne Opisy szlaków turystycznych Cicha Dolina Liptowska i jej otoczenie »Liptowski Koszar — Kasprowy Wierch (1987 m Widok z Kasprowego Wierchu(1987 m na Tatry Wysokie Kolor szlaku 2h 30 min.↑, 1h 45 min.↓ Czas przejścia brak Trudności techniczne brak Ekspozycja brak Ubezpieczenia Żółty szlak na Kasprowy Wierch (1987 m odchodzi z Cichej Doliny Liptowskiej za mostkiem na potoku Cicha Woda, w okolicach polany Liptowski Koszar. Pierwsza część trasy prowadzi łagodnie w górę wśród na przemian łąk, lasu i kosodrzewiny. Następnie szlak skręca ostro w lewo i stromym podejściem zakosami pnie się w stronę Beskidu (2012 m — szczytu tuż obok Kasprowego Wierchu. Niżej w wejściu towarzyszą nam uciążliwe kosodrzewiny. Za nami ładne widoki na Cichą Dolinę Liptowską. Na wysokości ok. 1900 m szlak ponownie ostro zakręca w lewo i spokojnie trawersując zbocze osiągamy Suchą Przełęcz (1950 m Stąd w kilka minut dochodzimy cały czas żółtym szlakiem na Kasprowy Wierch, a dokładniej do górnej stacji kolejki linowej. Wejście od polany Liptowski Koszar w Cichej Dolinie Liptowskiej zajmuje 2,5 godziny (1h 45 min.↓). Możliwości dalszej wędrówki: Brak (szlaki polskie) Kasprowy Wierch (1987 m — Myślenickie Turnie (1360 m — Kuźnice Kasprowy Wierch (1987 m — Schronisko "Murowaniec" na Hali Gąsienicowej Przełęcz pod Kondracką Kopą (1863 m — Goryczkowa Czuba (1913 m — Sucha Przełęcz (1950 m — Kasprowy Wierch (1987 m Kasprowy Wierch (1987 m — Liliowe (1952 m — Świnicka Przełęcz (2051 m — Świnica (2301 m — Zawrat (2158 m Dodaj komentarzKomentarze (0)
wejście na kasprowy wierch forum